Tuesday 4 March 2014

Moje życie. Część 5: Służewiec, stajnia Widzów

W stajni Jaroszówka przejadło mi się nieco, jak pamiętam za sprawą tłumów amatorów, jakie to zwalały się w soboty na przejażdżki. Chociaż towarzystwo było fajne, zawsze preferowałam mniejszą ilość ludzi dokoła, i, jak już wcześniej wspomniałam, od zawsze byłam trochę odludkiem.

Przeniosłam sie więc do stajni Rzeczna, kierowanej przez niezapomnianego Arkadiusza Goździka. Pracowali w niej wówczas między innymi Andrzej Kowalewski "Johan" i nieżyjący już Janek Patejuk, a dżokejem był Bolek Mazurek. Stajnia była dość kameralna, atmosfera fantastyczna. Pamiętam jak załoga grywała w karty przy śniadaniu, a Bolek zawsze przy tym wołał "zes...ł się goły za róg stodoły!".

Po pewnym czasie musiałam udać się do biura, do działu techniczno-selekcyjnego, aby przepisać się ze stajni Jaroszówka do stajni Rzeczna. Takie były wówczas wymogi, każde przeniesienie musiało być zaaprobowane przez biuro, zapisane w kartotece i wpisane oraz opatrzone pieczątką i podpisem w legitymacji jeźdźca amatora.

Poszłam więc, dział mieścił się na piętrze, zaraz za schodami, w pokoju numer 12 lub 11. W pokoju urzędowali panowie Andrzej Szydlik, zastępca kierownika działu techniczno-selekcyjnego, którego szefem był Tadeusz Milanowski, oraz Krzysztof Wolski, handikaper.
Wtedy to zobaczyłam, a raczej podejrzałam kątem oka z papierach wyciągniętych przez p.Szydlika, że na stajnię Jaroszówka jest zapisanych 96 czy 97 amatorów!... Na moją prośbę o przepisanie do stajni tr.Goździka, p.Szydlik krótko powiedział: nie. A dlaczego? Niech pani się spyta pana Sałagaja.

Tu powinnam dodać, że Andrzej Szydlik za specjalnie lubiany nie był, jako biurowy słuzbista.

Wyjaśniłam sytuację panu Aldkowi Goździkowi i wróciłam do stajni Sałagaja, gdzie usłyszałam: albo jeździsz u mnie, albo nigdzie nie będziesz jeździła.
Tisze jedziesz, dalsze budziesz, nie dyskutowałam, przychodziłam na przejażdżki jakby nigdy nic. Aż do któregoś dnia, w marcu lub kwietniu 1993 roku, kiedy zobaczyłam, że do stajni tr.Bogdana Ziemiańskiego przyjmują się jakieś początkujące amatorki.
B.Ziemiański amatorów nie miał przez jakiś czas, o ile pamiętam chodziło o to, że nieco wczesniej koń złamał nogę na treningu pod pewną dziewczyną i amatorzy zostali pogonieni ze stajni.

Któregoś dnia wybrałam się więc do stajni Widzów, była to sobota. Porozmawiałam z panem Bogdanem, powiedział żebym poszła do biura w tygodniu, przepisać się na jego stajnię.

Znów biuro: panie Szydlik, chciałabym się przenieść do stajni pana Bogdana Ziemiańskiego. - Ależ oczywiście, pani Aldono.
Wpis w papierach został dokonany, w legitymacji "St.Widzów", opatrzony datą, podpisem i pieczątką "Z-ca Działu Techniczno-Selekcyjnego PTWK A.Szydlik".

Pierwszego dnia dostałam konia na kłusa tylko. Wszyscy pojechali na tor, a ja na Mozyrze telepałam się na kółku przed stajnią, na to kółko trener mówił - park. Teraz ma tam stajnię Krzyś Ziemiański.

Przejeżdżała moja była stajnia, i Rumen Ganczew Panczew wołał, jak ci się w głowie zakręci to do nas wrocisz! - Nie wrócę Rumen! - odkrzyknęłam.

Wrócili z toru, ja z kółka, siodłamy kolejna przejażdżkę, dostałam jakiegoś araba, chyba był to siwy Cewar. Wszyscy znów pojechali na tor, a ja zostałam na kółku, na stępo-kłusa. Moze ktoś by sie przejmował, ale nie ja. Jakoś fajnie się tam czułam, na miejscu.

Koniuszym był wówczas niezapomniany, nieżyjący już Jurek "Dżeks" Gabszewicz.

Następnego dnia pan Bogdan spytał mnie: a byłaś w maszynie startowej? Umiesz startować? - Tak.
Dostałam tego dnia cztery przejażdżki, dwa młode folbluty i dwa młode araby na tor wyścigowy, miały one po raz pierwszy w życiu wejść do prawdziwej maszyny starowej. Pamiętam, że miałam folblutkę Szuanę i arabkę Woltyżerkę - później stały się one moimi ulubieńcami.

Stajnia obejmowała trzy połączone budynki. w kształcie litery L (teraz dwa od frontu są połączone w jedną stajnię). Pracował niejaki Kazik Żabka (nazwisko jak najbardziej autentyczne), który, jak to wyścigowcy, lubił sobie chlapnąć, nieraz do przesady. Przychodził rano do stajni i chował się przed trenerem, bo nie chciał jeździć. Trener za Żabką, a Żabka do drugiej stajni, trener do drugiej stajni a Żabka myk, od podwórka, do stajni arabów. I tak się ganiali. A rano jak trener złapał Żabkę dziabniętego, przy podpisywanu listy, słuzbowym tonem mówił: panie Żabka, pan jest pijany, proszę mi natychmiast iść do domu! - I wpisywał czerwone kółko na liście. Zawsze za nieobecność było czerwone kółko, ludzie często nawalali, trener wstawiał kółka, a potem brał listy do domu, przepisywał i kółka znikały. Chociaż potrafił krzyczeć na ludzi, tak naprawdę miał dobre serce.

Pracował u nas "Dziunek" czyli Janek Kołakowski i pamiętam, że ze mną jechał swój pierwszy w życiu galop, na arabskiej, gniadej klaczy Pobudka. Trochę słabo mu to wyszło, jechał zygzakiem i później śmielismy się, że Pobudka Dziunka obudziła.

Jeźdźcem stajennym był praktykant dzokejski Krzysiek Banach, stałego dzokeja nie było. Później był u nas Tomek Rejek, który na arabskim ogierze Esauł wygrał swój setny wyścig i został dzokejem. Zmienił się i koniuszy, Dżeks poszedł pracować do końskiego szpitala a przyszedł do nas Krzyż, za dżokeja był równiez Sylwek Pulc przez jakiś czas i odchodziły cyrki nie z tej ziemi - jak Tomek wspomniał, Sylwek był jajcarzem jakiego swiat nie widział.
Koniuszym do samego końca był później wcześniejszy pracownik stajni, Andrzej Sokólski zwany kiedyś "Dziadkiem" a od iluś tam lat "Lodziarzem", z racji białej czapki.

Moja ulubiona Szuana została sprzedana po aukcji i odeszła. Zmienił barwy równiez Szarlatan, by pod opieką Doroty Kałuby rozwinąć skrzydła.

Również zmieniła się nazwa stajni, po prywatyzacji która nastąpiła 1 stycznia 1994 roku, stajnia przyjęła nazwę Vilnius, od imienia fantastycznego konia, którego p. Bogdan trenował. Pozostały biało-czerwone barwy.

A ja już wiedziałam, że moje miejsce na ziemi jest między grzywą a ogonem.

Andrzej Kowalewski i Janek Patejuk (for. z arch.A.Kowalewskiego)
1993. Z ulubioną dwulatką Szuaną (Five Star Camp-Szuba po Babant)
Ostatnie spotkanie z panem Aldkiem Goździkiem, październik 2010
Na ogierze arabskim MA El Panhos w 2005 roku, w treningu B.Ziemiańskiego
B.Ziemiański jako dzokej, w 1974 roku. Zdjęcie z Warszawskiego Informatora Kulturalnego (WIK)





ciąg dalszy już jest, to saga emigracyjna ;-)


No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.