Sunday 20 July 2014

Friday 27 June 2014

Zmiany, zmiany, zmiany!...

Tak więc stało się - znikam! Opuszczam bloggera na dobre i porzucam, żeby sobie pajęczyną zarósł ;-)) Chciałam zrobić przekierowanie na nowego bloga, zeby z tego adresu otwierała się świeża stronka - ale niestety nie da się tego zrobić, jak równiez kilku innych rzeczy, tak więc zapraszam do odwiedzin tutaj:


http://moje-podlasie.pl

Na tym blogu komentarze juz sa wyłączone, a blog przeniesiony prawie w całości (mało ważne posty poszły do kasacji) - jeszcze dopracowuję kosmetycznie, ale mam nadzieję że spodoba się Wam w całkiem nowej odsłonie! 
Zapraszam również do polubienia facebookowego fanpage bloga, dopisanie się do google + lub do subskrypcji postów.

Do zobaczenia :-)

Monday 23 June 2014

Opowieści różnej treści

Dziś zaprzęgłam do Księżniczki i pojechałam na wycieczkę. Księżniczka jest na zdjęciu po prawej stronie:






Czemu akurat Księżniczka? Ano, na samej górze, powyżej podkowy, tuż pod wlotem wentylacyjnym ma naklejkę z napisem PRINCESS którą stanowczo zażądałam by zostawic podczas renowacji - oryginalnie przyczepa była niebieska, ale teraz jest w barwach narodowych i pasuje do mojego pickupa :)

Wycieczka była zaplanowana od dawna, całkiem niedaleka bo tylko jakies 50 minut w jedną stronę. Wróciliśmy z ładunkiem:




Dwie roczne kremowe owce Greyface Dartmoor (ciekawe jak wyjda jagnięta z połączenia z naszym białym Timmym?) oraz trzy cztermiesięczne jagnięta rasy Llanwenog.
Zdjęcia z komórki, więc marne, tym bardziej że zbierało się na burzę (z gradobiciem, jak sie wkrótce okazało).

Zgłasza się coraz więcej osób chętnych do przewiezienia koni z Polski do UK, tak więc mamy nadzieję zapełnić koniowozy, co dla każdego wyjdzie duzo taniej, niz indywidualny transport.
Jednocześnie przypominam, że miejsca mamy TYLKO w jedną stronę: z Polski do Anglii więc proszę mnie nie pytać o możliwość transportu z wyspy do Polski. Fula mamy!

Rozgryzłam równiez jak to zrobić, żeby moje drogie "śledziki" czyli śledzący bloga, zostali razem z blogiem przeniesieni na platformę wordpressa! Tak więc teraz tylko instalacja wordpressa na domenie i będziemy się eksportować ;-). Cały blog jest juz u mnie w plikach na kompie i zajmuje niebagatelne 9,5mb!
Notabene zauważyłam, że blogger dziś znów figle płata, nie tylko mnie, bo nie pokazują się blogi na liście w czytelni. Kolejna przesłanka za przeprowadzką!

Sekretne projekty są już właściwie na ukończeniu i niebawem uchylę rąbka tajemnicy :))

Saturday 21 June 2014

Stoję, czuję się świetnie

Siedzę raczej, samopoczucie jak wyżej. Daję znać że jeszcze mnie nigdzie nie wywiało na razie i przy okazji przepraszam że nie zaglądam na zaprzyjaźnione blogi ostatnio, ale dzieje się sporo i jeszcze więcej... Opracowuję pewne dwa dość duże projekty, do tego kilka (a może kilkanaście?) pomniejszych, aż latorośl dziś stwierdziła że jej by głowa pękła od tego wszystkiego. Żeby nie pękła, mam pięć zeszytów-notatników.
Duże projekty będą niedługo musiały ujrzeć światło dzienne, a ponieważ czas ucieka nieubłaganie w przeogromnym tempie, siedzę, ślęczę i ... projektuję ;-)) Jak skończę, to pewnie będzie czas jechać do Polski w celach gospodarczych, a jak wrócę to mam kolejna wycieczkę, tym razem do Walii, no a potem już ruszamy z przeprowadzką. Koleżanka-przewoźnik z sześciokonnym koniowozem załatwiła kolegę z samochodem na dwanaście koni, więc nie będziemy się rozdrabniać na raty, ale wszystkie konie pojadą hurtem. W związku z czym termin zaczyna się robić bardziej elastyczny, tzn końcówka sezonu pastwiskowego.
Wogóle to na moim polu, na którym w zeszłym roku rosły kartofle uprawiane przez sąsiada, w magiczny sposób pojawiła się trawa ;-)). Sama się raczej tak ładnie nie wysiała i chyba wiem kogo mogę o tę magię podejrzewać ;-))


Wednesday 18 June 2014

A jeśli zniknę?...

...nie tak całkiem, ale z bloggera?
Od pewnego czasu dojrzewam do przenosin bloga na platformę wordpressa, do tego stopnia, że mam nawet zarejestrowaną domenę w tym celu.
Wszystkie moje strony "chodzą" pod wordpressem, który jest znacznie wygodniejszy w obsłudze i ma dużo więcej funkcji, można też dodawać wtyczki. Poza tym wszelakie komentarze "trolli" zostawiają tam ślad, czyli numer IP - a ostatnio mam wręcz zalew rozmaitego spamu, włącznie z firmami/sklepami/biznesami próbującymi przemycić linki reklamowe w nazwie uzytkownika. I podejrzewam, że będzie tylko więcej tego. Przeprowadzka więc jest raczej nieunikniona! Nie tylko na Podlasie ;)

foto internet (link)

Sunday 15 June 2014

Co piszczy w trawie?

Wiele nie piszczy, bo i trawy jak na lekarstwo, przynajmniej u nas. Z wydarzeń dni ostatnich: mały Hawk odparzył się pod ogonkiem i musiałam go tam potraktować sudokremem, bo go zadek bolał okrutnie i sprawy toaletowe sprawiały niejaką trudność. Słońce z kolei poparzyło pysk, więc biedny "My Little Pony" obolały po obu końcach teraz stoi siłą rzeczy w stajni.
Tu zdjęcie jak stał z Guinnessem, który to w zimie zacznie się przygotowywać do roli kucyka dla dzieci do jazdy:


Kozy połowicznie zasuszyłam, doję tylko wieczorem - a to z racji faktu, iz w przyszłym miesiącu jadę do Polski i chłopu zostanie gospodarka pod opieką, zasuszyłabym całkiem, tyle że chłop mlekiem kozim się zapija, a tu muszę zaznaczyć że sama niejako miałam na początku opory pamiętając, że mleko kozie kozą z deczka waniajet! A tu miła niespodzianka mnie spotkała, mleko od naszych kóz tym się różni od krowiego, że jest smaczniejsze... A ani specyficznego zapaszku, ani posmaczku nie ma.

Jeszcze w tym miesiącu kolejne kozie wykoty, a niebawem tez przybędzie innych mieszkańców, wkrótce jadę po jagnięta rasy Llanwenog, a za jakieś dwa tygodnie - po koźlęta brytyjskie alpejskie, tak więc po przerwie znów będziemy mieli te śliczności brykające w zagrodzie!

Czekamy też na nowego źrebaka, który ma się urodzić w pierwszej połowie lipca - to juz będzie w sumie 17 koni i wcale nie jest powiedziane że na tym koniec ;-).

Wieczorem na blogu angielskim będzie nowy post o kozach, jeśli ktoś ma ochotę poczytać :-).

Friday 13 June 2014

Numer dwa - number 2 ;-)

Za namową chłopa zaczynam pisać na drugim blogu dotyczącym Podlasia, tym razem jest to blog anglojęzyczny - bo chłop chciałby znajomym i krewnym pokazać chałupę itd, a z translatorem to nie zawsze wychodzi jak powinno, tak więc z dedykacją dla Chłopa: The Homestead!
(blog będzie dopracowywany pomału, szczególnie szata graficzna ;-))

PS może zdjęcie główne na tym blogu też zmienić na odcień sepii?...


Thursday 12 June 2014

Medytacje codzienne

To proste. Wszelkie czynności powinno się wykonywać w skupieniu, nie pozwalając myślom rozprzestrzeniać się i fruwać gdzie indziej. Dlaczego? W innym wypadku nie przeżyjemy świadomie tej chwili. Ileż to razy zawracaliśmy do domu, nie pamiętając, czy aby na pewno zamknęlismy drzwi na klucz! Podobnie ma się sprawa w tak prozaicznej czynności jak zmywanie naczyń. Kiedy nasze myśli krążą daleko od nas, istnieje całkiem spora szansa, że talerze i sztućce nie zostaną należycie wymyte. Koncentracja umysłu jest ważna, nawet w tak błahej sprawie.

Skupienie się na oddechu, spokojnym, niekoniecznie bardzo głębokim. Ćwiczenia odechowe relaksują, niwelują stres, wprowadzają ład i harmonię do naszego organizmu i naszej duszy. Pozwalają nam na spokojniejsze podejście do denerwujących sytuacji. Liczymy wdech na przykład do 5; wydech będzie krótszy o 1, tak więc w tym przypadku liczymy do 4. Staramy się w tym czasie nie myśleć o niczym. Warto przed zaśnięciem, połozyć się na plecach i popraktykować - ćwiczenie oddechu wspomoże zaśnięcie i zdrowy, głęboki sen.

foto internet

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Z innej beczki: dzięki pracy Remigiusza, który był uprzejmy dokonać reanimacji naszych "padniętych" stron internetowych, zapraszam do zerknięcia na (cały czas w budowie!) http://ekowczasypodlasie.pl i http://ecoholidayspoland.com oraz na stronę biznesiku mojej Mamy: http://tamkaden.com.

Przy okazji oficjalne wielkie dzięki dla Remigiusza! Zajrzyjcie też na jego bloga ekonomicznego, który jest naprawdę interesujący: http://oszczedzanie.info.pl/


Sunday 8 June 2014

O pięciu ślepcach i słoniu

Bylo sobie kiedys pięciu ślepców, którzy przez cały dzień przesiadywali pod drzewem. Pewnego upalnego dnia pod drzewem schował sie słoń. Ślepcy usłyszeli że nie są sami, zaczęli więc chodzić i szukac po omacku. Natrafili na różne części ciała słonia.

Pierwszy ślepiec, wyczuwając bok słonia, powiedział: to jest wielka ściana!
Drugi slepiec, trzymając za kły, powiedział: mylisz się, to są dwie wielkie włócznie!
Trzeci ślepiec, pociągając za ogon, powiedział: obaj nie macie racji, to jest gruby sznur!
Czwarty ślepiec, przesuwając dłonie po trąbie, powiedział: jesteście w błędzie, przecież to wąż!
Piąty ślepiec, badając nogę słonia, krzyczał: nie, żaden z was nie ma racji, to jest pień drzewa!

http://blog.practicalsanskrit.com

Czy dostrzegając tylko fragment, mamy pewność odnośnie wyglądu całości, czy może jest to jedynie nasze jej wyobrażenie, niekoniecznie zgodne z rzeczywistością? ;-)

Saturday 7 June 2014

Misja wykonana!

Doszły zamówione na internecie pasty odrobaczające dla koni, więc zabrałam się za rutynowe działanie. Wszyscy dostali swoją działkę, pozostało mi sześć strzykawek dla klaczy na pastwisku gminnym. Miałam nadzieję, ze nie będzie problemu, no ale Kamphora jako szefowa stada uniemozliwiła mi zadanie częściowo, tzn dwulatki dały sobie załozyć kantary i grzecznie zjadły co im wepchałam do pysków, Paleface równiez, dała sobie tez zrobić kopytka które już wymagały ostrugania, natomiast Magic i Lucky, zapatrzone w bossa, nie dały się dotknąć.
Myślałam że szlag mnie na miejscu trafi, wcześniej przez własną głupotę zdjęłam Kamphorze kantar - mając na względzie jej bezpieczeństwo, bo zaczepić o drzewo chociażby jest łatwo, a odczepić się trudniej - no i w rezultacie mogłam sobie popatrzeć, jak unikała kontaktu i w końcu odwróciła się zadem i poszła, mając mnie kompletnie gdzieś.

Jeszcze z czasów pracy w stadninie w Newmarket miałam zapas tabletek ACP, w których czynnym środkiem jest acepromazyna, a ma dziłanie uspokajające (te same tabletki, o których pisałam że Angole lubia je wtykać koniom kiedy po przerwie idą pod siodło). Doszłam więc do wniosku, wóz albo przewóz, pojechałam dziś rano z córką karmić, wrzuciłam do wiaderka z żarciem Kamphory tabletki i po kilku minutach latorośl zdołała jej powoli i spokojnie załozyc kantarek sznurkowy (łatwiej się mieści w kieszeni, a widząc kantar Kamphora robi zwrot w tył). Ulga, bo juz myslałam zeby wołać jakiegoś weterynarza z zoo, żeby strzelał środkiem usypiającym :P. Poważnie. Niewtajemniczonym w Kamphorę muszę objasnić, że jest to koń który jak nie chce, to się połamie, zabije, ale nie zrobi tego, czego się od niej wymaga. Nawiasem mówiąc mało brakowało żeby mnie posłała do szpitala-kilka razy w ciągu ponad siedmiu lat. Po tatusiu ma, a tatuś po swoim tatusiu - w hodowli koni pełnej krwi nie zwraca się uwagi na charakter, a wręcz im koń wrednijszy, tym lepiej biega w wyścigach. I to jest fakt.

Lekko otumanioną Kamphorę córka poprowadziła kilkaset metrów dalej pod dom teściowej, a ja zadzwoniłam po chłopa, że "MAMY JĄ!!!!" i może przyjechać z przyczepą, spróbujemy załadować.
W międzyczasie Kamphora juz doszła do siebie, dwie minuty jej to zabrało, jak chłop przyjechał to już nie było mowy o załadowaniu, więc - nie po raz pierwszy - podjęłam szybką decyzję - idę na piechotę z wariatką. Kilka kilometrów, szybkim krokiem bo oczywiście Kamphora stępa iść nie chce nigdy, capluje (podkłusowywuje), zresztą ja też szybko chodzę z natury (lata temu ktos mnie w żartach nazwał siostrą Korzeniowskiego), zajęło nam to dwadziescia kilka minut, przez miasteczko, jedna starsza pani się zachwyciła po drodze Kamphorą, jaka ona piękna, mówi, podziękowałam, dobrze że nie wie, jaka wredna do tego!

Szczęśliwie z racji soboty nie było dużego ruchu, doszłyśmy do domu, a w zastępstwie Kamphory na pastwisko pojechała Jeannette ze źrebakiem, one się z Kamphorą nienawidzą i zawsze walczą o przywództwo - ale Jeannette jako szefowa jest duzo lepsza, jak mi łamały ogrodzenie i szły na łąkę sąsiada to nie było problemu żeby podejść i zaprowadzić do domu, a reszta klaczy szła za nią.

Cos mi się zdaje, że Kamphorę musze na dobre odseparować od stada, bo inaczej nic dobrego z tego nie wyniknie...

Zdjęć z dziś brak, za to są filmiki.

I - wsciekła Kamphora na podwórku teściowej.


II - idziemy na wycieczkę! Na mnie nie patrzeć bo ważę jakies 85kg (ale formę mam!)


III - dochodzimy do stajni. Jak widać nie tylko kantarek uciskowy ale i kolec w pysku, w razie czego!!!



PS po południu pojechalam zobaczyć jak się miewa reszta koni na gminnym pastwisku - zobaczywszy mój samochód, przyleciały galopem. Nie byłoby to mozliwe z Kamphorą.

Wednesday 4 June 2014

Konie, konie...

...zanudzę Was do cna! ;-)



folbluty po drugiej stronie rzeczki

wredniacka trójca, czyli Kamphora, Magic i Paleface ;-)

Irish Gold czyli Paleface

Lucky

szefowa, czyli Kamphora




Kamphora, Chanel, Candy Girl

Candy Girl u wodopoju


Dark Magic


...Oraz filmiki, które już były na facebooku i google +, dla tych, co jeszcze nie widzieli:







Odnośnie filmiku z karmieniem, na fanpage bloga na facebooku pewna pani stwierdziła w niebywale inteligentnym komentarzu, że karmię z jednego wiaderka, oskarżając mnie przy tym o brak wyobraźni i profesjonalizmu! Sic! Uśmiałam się setnie, widocznie owa pani ma pojęcie o koniach czysto teoretyczne - jedna osoba karmiąca z jednego wiaderka sześć sporych kobył - nawet ktoś o średnim poziomie inteligencji doszedłby do wniosku, że to całkiem niemożliwe... ;-))))

No, żeby nie było że tylko konie, to Wam jeszcze zezłoszczoną Izzy zaprezentuję ;-))


Sunday 1 June 2014

Dzień konia

Dzisiaj zapakowaliśmy sześć klaczy do przyczep i zawieźliśmy na gminne pastwisko (common), gdzie pozostaną przez następne trzy miesiące - aż do wyjazdu do Polski, kiedy to zostaną zapakowane do koniowozu prosto z pastwiska.
Chłopaki wyszli na padok, a ja się czuję jakbym miała dzieci w szkole z internatem - zdecydowanie za cicho tutaj!

deszcz przestał padać, słońce wyszło...


Jeannette z potomkiem







pierwsze kobyły szaleją z radości

drugim transportem przyjechały Kamphora z Chanelle

i ruszyły!...

nad rzeką znalazły swoje stado


stado w komplecie!


Sunday 25 May 2014

Zapach szczęścia

Czy szczęście ma zapach? Jeśli cofnąć się pamięcią w przeszłość i znaleźć najmilsze chwile oraz towarzyszący im zapach to owszem, szczęście pachnie.

Wczoraj trzeba było wstać o 4.15, nakarmić czworonogi i o 5.30 wyruszyć w dwugodzinną trasę po owce do hrabstwa Kent. Droga ta sama jaką się jedzie do portu promowego Dover, zdążając do Polski, więc całkiem dobrze się jechało ;-)

most Królowej Elzbiety II

nazwa miasta na D przyprawia mnie zawsze o dreszczyk ;)

ależ bym się rozpędziła i wskoczyła na ten prom!!! tylko 41 mil stąd!!!

Nie dojechawszy do promu, odebralismy owce i ruszyliśmy w drogę powrotną, juz znacznie mniej ekscytującą.
Nasze nowe stadko, dwie maciorki i czworo jagniąt, jest rasy Dorset, która bardzo szybko adaptuje się do nowych warubków i nie ma problemu z aklimatyzacją, znakomicie wykorzystuje paszę i co najciekawsze: owce Dorset, jako jedyna rasa na świecie, mogą się rozmnażać przez cały rok!







Zapach owiec i owczarni przypomina mi dzieciństwo i wyjazdy do Bukowiny Tatrzańskiej i na Gubałówkę. Szczęście pachnie więc owcami!

Sunday 18 May 2014

Sjesta

Wściekłe upały panują od kilku dni, taka pogoda od ładnych paru lat na wyspie że albo deszcz i zimno, albo słońce i gorąco, nic pośredniego. Męczące, generalnie sprawę ujmując. W związku z tym poranny obrządek kończymy szybciutko przed ósmą rano, a wieczorny zaczynamy nie wcześniej niż o siódmej. W międzyczasie jest czas na czytanie książki, planowanie, myślenie, planowanie... Od samego rana, do zaśnięcia, moje myśli znajdują się na Podlasiu, dziś na przykład usiadłam z planami, linijką i kalkulatorem i wymierzyłam ile potrzeba będzie siatki na ogrodzenie, co mam jeszcze dokupić w Anglii, czego nie dostanę w Polsce - w tym przypadku metalowe bramy o poprzecznych drążkach, których używa się na polach i pastwiskach, a przez które nic nie przelezie, i są bardzo trwałe i wygodne w użytku. Mamy dwie, w stajni i na padoku, jeszcze przynajmniej jedna jest konieczna.

W międzyczasie w starych warszawskich papierach w mieszkaniu po Babci znalazły się Jej wspomnienia z czasów ciężkiej komuny, kiedy to była prześladowana przez SB - tak więc mamy już dokładnie wyjaśnioną sprawę, dlaczego jej nazwisko istnieje na liście Wildsteina, chociaż wcześniej to było przez nas podejrzewane, ale przez Babcię ukrywane bardzo starannie.
Poza tym znalazł się papierek z czasów mojej podstawówki, kiedyś takie opinie wydawano, na jaką dalszą naukę dziecko się nadaje po szkole podstawowej, tak więc ja się nadawałam do liceum ogólnokształcącego (gdzie zresztą trafiłam), a opinia o moim umyśle: analityczno-syntetyczny, co całkiem by się zgadzało bo analizuję i analizuję, od rana do nocy, a chyba nawet i we śnie...

Z tych analiz wychodzi jedna jeszcze sprawa, podpowiedziana mi przez Czytelniczkę o inicjałach takich samych jak moje, która w grudniu skontaktowała się ze mną przez facebook ;-). Droga Czytelniczko, wielkie dzięki za podpowiedź, wszystko się szykuje i jest na dobrej drodze! :-) Ujawnienie nastąpi niebawem z wielkim hukiem ;-)


sjesta w pełni, dziś o 3 po południu!

"dają coś?!! już się wyspałam, wstaję!!!:

Wednesday 14 May 2014

JEST!!!!! :)))

Długo wyczekiwany, pierwszy źrebak po Leo w naszej stadninie! Urodził się tuż po 12 w południe, "czućkę" (jak mówiła Babcia) co do płci miałam od początku, wiedziałam że to będzie ogierek - nawet imię dostał kilka miesięcy temu - Lion's Yard. Jest kasztankiem z czterema skarpetami i łysiną - życzyłam sobie takiego ogierka juz dawno temu, nawet prawie jednego kupiłam w zeszłym roku!






W dodatku przyszedł na świat w dniu urodzin niezyjącego już Teścia, który był hodowcą i zamiłowanym koniarzem. Lubił konie w dobrym starym typie, wysokie i ciężkie - taki będzie mały ogierek.