Monday 20 January 2014

Część 13. Duchy angielskie

Co się w Anglii udało zdecydowanie, to zjawiska nadprzyrodzone, potocznie duchami zwane. A jako że ja również miałam wątpliwą przyjemność doświadczyć obecności niewidzialnego, trzynasty post w serii emigracyjnej poświęcę własnie temu tematowi.
Nie żebym była jakaś przesądna, ale strzeżonego... ;-)))


W pierwszej pracy mieszkaliśmy na pagórku, gdzie znajdował się również dom emerytowanego trenera i jego zony, rodziców naszego pracodawcy, oraz już nie użytkowane stajnie.

Na rogu, gdzie odchodziła od głównej "nasza" droga, znajdowały się pozostałości cmentarza z XVI-XVII wieku, przeniesionego kiedyś do miasta pod kosciół.
Tego nie wiedziałam na początku.

Na terenie stajni był ogromny magazyn zbożowy na owies, dowiedziałam się że jeden z pracowników, koniuszy, zginął śmiercią tragiczną w tym owsie - wpadł i udusił się.

Potem okazało się również, że na jednym z drzew przy drodze, zaraz obok stajni, kilka lat wcześniej powiesił się jakiś człowiek, przypadkowy, ze stajnią wogóle nie związany.

Fajne miejsce do mieszkania, nieprawdaż?

O wszystkich powyższych historiach usłyszałam dopiero, jak coś zaczęło się dziać i wspomniałam o tym w pracy.

Stało chyba pięć przyczep, w których mieszkali pracownicy, myśmy byli w ostatniej, najbliżej tylnego ogrodzenia.
U nas nie działo się wiele, czasem firanka sobie zaczynała powiewać w pozycji horyzontalnej chociaż ani wiatru, ani przeciągu nie było, albo jakas puszka wypadła z zamkniętej szafki w kuchni na podłogę.

Najlepsze przeboje były w środkowej przyczepie, nie po sąsiedzku ale kolejnej.
Najpierw mieszkał w niej młody Anglik, który kiedyś dobrze wystraszony opowiadał jak zasnął na kanapie po południu w dzień wolny od pracy, i nagle się obudził bo telewizor sam się włączył i grał bardzo głośno a do tego zamknięte (na zamek) drzwi były szeroko otwarte.

Lepsze przeboje miał Polak, mój serdeczny przyjaciel jeszcze ze Służewca (bynajmniej nie ten, co później z siodłem spadał z konia...). Nie mówilismy mu nic na temat aktywności paranormalnej, ani o tym ze mieszkamy prawie że na cmentarzu.
Kolega mieszkał wraz z Anglikiem z północy, z Liverpoolu. Kiedyś Jerome pojechał na trzy dni na urlop do domu a kolega został sam i dla wygody przeniósł swoje spanie czasowo na kanapę żeby móc oglądać telewizję w wygodniejszej pozycji.

Następnego dnia nieźle wypłoszony opowiada, co się stało.
Mówi, obudziłem się, bo ktoś poprawił mi kołdrę, która zsunęła się na podłogę, opatulił mnie tą kołdrą a potem usiadł w nogach. Była trzecia w nocy i myślałem że to Jerome wrócił o dziwnej porze i robi sobie żarty, i odezwałem się. A on tylko odetchnął głęboko trzy razy i zniknął. Włosy stanęły mi dęba!!!


Jak później odkryłam, okolica znana jest praktycznie w całej Anglii nie tylko ze względu na zjawiska nadprzyrodzone, na przykład w pobliskim lesie pokazywał się duch dziewczynki oraz mężczyzna na koniu, ale również ze względu na zloty czarownic!

W pobliskim miasteczku duch pokazuje się na zamku, a inne duchu straszą w kilku starych budynkach - wiadomości ukazują się nieraz w lokalnej gazecie. Tutaj na przykład, nauczyciel wyjawia szczegóły spotkania: Ex-security guard shivers at memory of ghostly attack a tu są opisane zjawy na zamku: Tamworth Castle a tu dłuższa lektura na temat zlotów czarownic: Hopwas Wood.


Więcej przygód sobie nie przypominam w tym miejscu, natomiast w Newmarket mieliśmy sublokatora.

Ów sublokator najbardziej lubił przebywać w pokoju dziennym, siedziałam kiedys wieczorem pod komputerem mając Rosie na kolanach, ciemno na dworze, zasłony zaciągnięte, drugie piętro w dwupiętrowym bloku, dokoła własciwie tylko piętrowe domki, a Rosie warczy i warczy w stronę okna, cała jej uwaga skupiona w jednym kierunku!
Kotka Tilly też przejawiała dziwne zachowania, jeżyła się na powietrze! To był czas kiedy smutnego juz nie było a młoda spała, więc nikt numerów dowcipnych nie mógł wycinać.

Ale jeszcze za smutnego działo się! Kiedyś smutny obraził się śmiertelnie poszedł spać do salonu, nawet nie poprawiał sobie humoru specjalnie więc był praktycznie trzeźwy.
Poszedł ale wracał zaraz, biegiem prawie, krzycząc że ten cholerny duch go złapał za gardło, przydusił i rzucał w niego zapalniczką (smutny palący był)!

Żeby smutny był na gazie, to bym się usmiała, a tak wcale mi do śmiechu nie było choć miałam niezłą satysfakcję, że duch smutnemu kota popędził.

Parę razy zdarzało się że ktoś mi poprawiał kołdrę, słyszałam kroki w sypialni mimo iz była wykładzina, czułam czyjąś obecność.
Smutemu znów kiedyś, tym razem właśnie w sypialni, duch usiadł na klacie, jak się smutny wyraził.

Kroki, jakie słyszałam w mieszkaniu, podobne były do kroków starszej osoby obutej w kapcie, mężczyzny raczej, takie szuranio-stukanie, jeśli wiecie o co mi chodzi.

Kiedyś wieczorem, około 10, jeszcze nie spaliśmy i słyszymy gruchot w kuchni, jakby coś się waliło, talerze się tłukły, gruchot makabryczny. Poleciałam sprawdzić, a tam - talerze miałam zawsze w plastikowej suszarce koło zlewu ustawione, na zlewie właściwie bo zlew jednokomorowy, metalowy - a tam talerze koło suszarki leżą sobie jeden na drugim!
Same by nie wyszły i się tak nie ułozyły przeciez, poczułam każdy włosek na ciele z osobna, jak powoli staje dęba...

Komputerem się bawił, kursor myszki sam sobie po ekranie zasuwał, bez pomocy, widziałam z odległości...

Spadające obrazki to była normalka, ktoś sobie upodobał szczególnie Lestera Piggotta na Nijinskym, który wisiał w przedpokoju, zaraz koło sypialni.
Notabene Lester był moim całkiem niedalekim sąsiadem, dopóki w wieku ponad 70 lat nie zwiał z młodszą o dwadzieścia lat kobietą do Szwajcarii...

Batuszka święcił dwa razy mieszkanie ale nie pomogło, dowiadywałam się czy ktoś tam zmarł - nikt nie zmarł, więc podejrzewam że to duch z czasu wysiedleń w latach sześćdziesiątych bądź jakiś dużo starszy duch...
Kto wie, moze w tym miejscu w Newmarket, nieco oddalonym od centrum miasta, by kiedyś cmentarz?...

w tym lasku w Hopwas uprawiałam jogging po pracy nie wiedząc, że tam duchy i czarownice lubią grasować...


ciąg dalszy nastapi...

PS teraz mi dopiero włosy dęba stanęły, ponieważ chciałam dodać linka z postu o "moim" duchu z Newmarket - i wiecie jaka jest data postu?
20 STYCZNIA 2012, równo dwa lata temu...

 

39 comments:

  1. Jesuuuu, ale lasek, na sam widok juz bym sie bała a co dopiero tam biegac.....
    wierzę że są takie nawiedzone miejsca.....
    u nas w domu po Wszystkich Świetych przyszedł duch Zygmunta, odszukalismy go później na cmentarzu.....
    a pies często patrzy sie na ściane gdzie stoi kominek [ a stała kanapa Walerii} i macha ogonem....
    doswiadczam takich sytuacji.... więc rozumiem jak sie czułaś.....
    ech jaki jeszcze niezbadany jest ten świat.....
    pozdrówka

    leptir

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pamiętam, czytałam u Ciebie... A co ciekawsze, wielu znajomych miało różne tego typu przygody w Anglii, ciekawe że zjawiska paranormalne są tu zdecydowanie częstsze niz gdziekolwiek...

      Delete
    2. Wichrowe wzgórza kryją wiele tajemnic :)))) ale w takie rzeczy wierze same je czasem doświadczam :) widać wiedział że smutny nie taki dobry człowiek więc się nad nim pastwił a ciebie okrywał kołdrą :)

      Delete
    3. Dobrze że to nie jakiś poltergeist był tylko prawdziwy angielski dżentelmen :)

      Delete
  2. Nie no ja teraz spac nie pójde hahahahaha

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przykro mi niezmiernie, że narobiłam bałaganu!

      Delete
  3. O mamo, ja bym już padła ze strachu... Mnie też w domu zdarzyły się dwa razy bardzo dziwne doświadczenia, jakby ktoś ruszał całym łóżkiem i wiał wiatr. Bardzo nieprzyjemne odczucie, muszę powiedzieć. To smutnemu się nieźle od ducha dostało, wiedział, za kogo się brać.
    Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kiedyś też myślałam, że padłabym ze strachu w takiej sytuacji, a jednak udało mi się nie paść ;-))

      Ten mój duch straszył i rozrabiał nieraz ale generalnie nie miałam odczucia że jest zły. Raczej, jak widać, był sprawiedliwy, moze nie lubił cierpiących kobiet?

      Delete
    2. Albo smutnych facetów:)) A teraz masz spokój?

      Delete
    3. Od smutnych tak, od facetów nie, ale o tym później ;)

      Delete
  4. W moim pokoju, jeszcze kiedy u rodziców mieszkałam roiło się od duchów. Sama sobie je przyciągnęłam z pobliskiego cmentarza (tak, w środku osiedla jest stary, zamknięty już cmentarz, zaraz przy szkole). Ot, nie miało się kumpli, to się bawiło z duchami :P Nie były to poltergeisty, więc szkód żadnych nie było, ani straszenia - ot, kiedy zostawałam sama, słyszałam kroki na podłodze, chrząknięcia, sapnięcia: zwykłe przejawy istnienia bardziej żyjących, niż martwych istot. A kiedy się wyprowadzałam "na swoje" i pakowałam walizki, moje duchy też się zapakowały w karton. Taki, który leżał na samym szczycie kartonów, które miały mi posłużyć do zapakowania swojego dobytku. Poruszył się, choć nikt obok nawet nie stał. Mój luby również to widział, więc nie ma mowy o przywidzeniu ;)
    A na nowym mieszkaniu męczyliśmy się z wrednym poltergeistem: rozbijał w mak wszystkie moje ulubione kubki, talerzyki, talerze z zastawy w smoki, którą z wielkim trudem kolekcjonowałam. Dostał wredolec ultimatum: albo będzie grzeczny, albo będziemy robić takie paranormal activity, że RMNP. Uspokoił się, ale do dziś straszy mi zwierzaki po nocy: a to ciptaki nagle poderwą się do lotu ni z tego, ni z owego, a to Motek zacznie tupać w dno klatki, żeby wystraszyć intruza (a tupanie ma, jak wybuch granatu tuż przy uchu), a to Hera się zjeży na coś, czego nie widać, kiedy się patrzy na to wprost, ale kątem oka - idealnie. Na szczęście większych uciążliwych manifestacji nie ma. ;)
    Mnie duchy nie przeszkadzają. Bardziej boję się żywych, bo tacy krzywdę większą mi wyrządzili, niż rozbicie ulubionego smobeczka ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widzisz, a ja zawsze, od wczesnego dzieciństwa, byłam przez Babcię ostrzegana że w żadnym, ale to absolutnie żadnym wypadku nie powinnam się nigdy bawić w seanse spirytystyczne, ouija board i tym podobne. Bo jak się raz jakaś wredna łachudra przyklei, to później cięzko jej się pozbyć.

      Delete
    2. Się w wywoływanie duchów nie bawiłam. No, raz tylko z koleżanką dla jaj chciałyśmy wypróbować metodę na książkę. Na śmiechu się skończyło. Więcej seansów nie zaliczyłam, choć raz było już blisko, tylko dziewczyna na kolonii nie potrafiła przypomnieć sobie wszystkich symboli i temat zarzucono. Duchy się do mnie same przyczepiały, jak rzepy do swetra. Naprawdę nic nie musiałam specjalnie robić. Nie znam się w ogóle na przywoływaniu bytów, a z "naszym" poletrgeistem porozmawiałam sobie, jak z człowiekiem. Nie mam pojęcia, czemu mnie posłuchał :P Może ja jakieś nieświadome medium jestem, czy co :P
      A on był już przyczepiony do tego mieszkania, więc go po prostu kupiliśmy, jak kuchenne meble i kuchenkę, które to poprzedni lokatorzy zostawili nam w spadku na naszą prośbę. Kim jest, czego chce? Nie mam pojęcia. Nie spowiadał mi się, a i ja za jego spowiedzią nie tęsknię. Historii mieszkania nie znam i jakoś nie mam odwagi się dopytać starszych mieszkańców kamienicy. Mniej wiesz - lepiej śpisz ;)

      Delete
    3. Odziedziczony niejako duch to juz zupełnie inna sprawa. Ten z Newmarket na szczęście nie lubił mnie na tyle, żeby się ze mną przeprowadzić!

      A chałupa na Podlasiu, chociaż właścicielka zdaje się zmarła w niej - ma bardzo dobre wibracje i wątpię żeby jakieś duchy tam się panoszyły.

      Delete
    4. Zawsze mogą być. Stare domy zawsze mają swoich "opiekunów", czyli echa z życia tych, co w nim mieszkali. Niektórzy są pozytywni i pomocni, inni - wściekli, nieprzyjaźni i wszelkimi sposobami chcą wygnać intruza, jakim jest nowy mieszkaniec. Cóż, pożyjesz trochę w domu, to zobaczysz, czy jakaś paranormalna aktywność się w nim manifestuje :) I jeśli coś tam się zagnieździło, żeby było tylko i wyłącznie przyjazne :D

      Delete
    5. Kobieta, włascicielka, która zmarła - chyba w tym domu, ze 20 lat temu, była podobno dobrym człowiekiem i piekła wspaniały chleb :)

      Delete
    6. Skoro była dobra za życia, to istnieje duża szansa, że będzie dobrym opiekunem Waszego domowego ogniska. Pod warunkiem, że zechciała zostać w swoim ziemskim domostwie, a nie odlecieć wśród chórów anielskich ku lepszemu, rajskiemu życiu ;)
      Bardzo mocno trzymam kciuki, by wszystkie Wasze sprawy poszły właśnie, jak po maśle i z górki. Bez kłód pod nogami. Żebym miała choć jeszcze jedną, szczęśliwą istotę wśród znajomych, której się darzy. Żebym mogła po cichu powzdychać i pozazdrościć (ale tak bez zawiści i złości, tylko z takim ciepłem na sercu) życia, o którym od dawna marzę co noc, kiedy sen przyjść nie chce ;)

      Delete
    7. Dzięki.
      Myślę że poprzednia właścicielka wyprowadziła się na dobre, jednak odczuć można bardzo dobre wibracje w domu i okolicach. Ja się tam od razu poczułam...jak w domu :)

      Delete
  5. tak zadję sobie sprawę, że w Anglii i Irlandii jest bardzo duzo takich niesamowitych miejsc.... ciekawe dlaczego własnie tam ?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Może to ma jakiś związek z celtami? Albo z tym że jest mnóstwo naprawdę starych budynków? Zresztą Anglia jest dość ponurym krajem...

      Delete
  6. Weź Ty mnie nie strasz przed nocą!

    ReplyDelete
  7. W Walii też są duchy! Nas polubiła duszka - czyli duch dziewczynki,która spadła z dachu domu,w którym mieszkaliśmy .Mężowi pomagała malować obrazki,córce przypominała o umyciu naczyń,a mnie na koniec schowała buty .A jak szalała, jak odwiedziła nas koleżanka zięcia! Normalnie musiała dziewczyna wyjechać,bo co wzięłą talerz to się jej rozlatywał w rękach,pniak się jej pod nogi przewrócił...Gdy przyszła pora naszego wyjazdu, w pokoiku,w którym duszka za życia mieszkała samo zapaliło się światło. Pozdrawiam z Beskidu Niskiego,gdzie hucułki brykają

    ReplyDelete
    Replies
    1. Musiała Was lubić niezmiernie i troszkę chyba była zazdrosna!
      pozdrawiam

      Delete
  8. Uffff, dobrze, że ja dziś dla odmiany z samego rana Twego posta przeczytałam. Zaraz będzie widno i po krzyku. :-) Podlaskie duchy nie będą Ci już takie straszne, jeśli się jakiekolwiek tam błąkają w starej chacie - oby nie!!! :-)
    A co do powarkiwań zwierzaków to nasz Niuniol też czasem widzi niewidzialne i biega po mieszkaniu jak oszalały, warcząc i sycząc. Poprzedni kot Bambo także miał chyba jakiś niewidzialnych znajomych.

    ReplyDelete
  9. O boże... aż mi łzy z emocji poleciały, jak to czytałam. Też odziedziczyliśmy razem z domem na Pogórzu Izerskim lokatora- przeszkadzacza. Harcował u nas przez 2 lata do 2003 roku. Denerwował psy, zapalał światła, bawł się sztućcami. Mimo, że miałam dystans i nie bardzo się bałam (raczej mnie to irytowało i nie dowierzałam temu, co się dzieje), skorzystałam ze znajomości w kręgach ezoterycznych i poprosiłam nieśmiało, żeby może go eksmitowali. Ku mojemu osłupieniu, pomogło. Niestety, ten lokator postanowił przed wyprowadzką pożegnać się ze mną. To było dla mnie tak przerażające przeżycie, że na samo wspomnienie telepię się, jak osika. Od tej pory wszelkie relacje z pierwszej ręki o zjawiskach paranormalnych traktuję serio.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niezly lokator... Nasz nieraz stukal i pukał bez wytchnienia, przestawiał przedmioty po czym uspokajał się na jakiś czas - chyba po to żeby nabrać energii - i działał dalej. Na ogół zaczynał w okolicach maja-czerwca.
      To ja się wyprowadziłam, a nie on...

      Delete
    2. Do Riannon: a jak sie pozegnal, jesli mozna zapytac? Moj pies regularnie kogos widzial a my nic. Biedny najpierw dawal nam znac ze jest intruz w domu a potem patrzyl sie na nas z niedowierzaniem I zalem ze my nie reagujemy. W koncu dal sobie spokoj.
      Anka

      Delete
    3. @Anka
      Przyszedł, dziad jeden, w środku nocy, kucnął przy mojej stronie łóżka, nachylił się i szepnął mi do ucha "pa pa". Ale to trzeba było usłyszeć i zobaczyć, żeby pojąć grozę chwili. Dostałam histerii, z której nie mogłam wyjść przez 2 tygodnie. Nie spałam po swojej stronie łóżka, spychałam niemal Chłopa na podłogę. Miejsce odczarował dopiero przybyły do naszego domu mały szczeniaczek Jaskier (obecnie senior). Umościłam mu w tym miejscu legowisko. Pewnie dałabym sobie wmówić, że mi się to tylko śnilo, ale od "pożegnania" mam w domu spokój. Takie pierdoły, jak kroki, czy niezbyt częste ukazywanie się postaci (w środku dnia i nie tylko my, ale nasi turyści też to widzieli) to mały pikuś, który nie robi na nas najmniejszego wrażenia. Ot,ciekawostka przyrodniczo-metafizyczna :-) Po prostu trzeba przyjąć do wiadomości, że świat ma wiele wymiarów. Fizyka kwantowa jedynie to potwierdza.

      Delete
  10. O rety... no że ja to przeczytałam... ;) Zasadniczo się duchów nie boję, bo nie wierzę. Ale... Przy ostatnim pobycie w naszym domu w R, w nocy, poczułam jakiś dziwny niepokój. Tak silny, że kiedy chciałam iść do kibelka, obudziłam Padre ;) Teraz mamy problem, bo ja za żadne skarby nie chcę zostać sama w tym domu na noc, a on będzie musiał wyjechać... A rzecz w tym, że poprzedni właściciele pozostawili kupę zdjęć z pogrzebu, włącznie ze zbliżeniem twarzy nieboszczyka ;-)) Zabił się na motorze w wieku 25 lat (dawno, dawno temu) a na cmentarz wynosili go właśnie z tego domu... Wciąż się zastanawiam, w którym pokoju leżał przed pogrzebem...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Brr... A zdjęcia faktycznie mogły dodać specyficznego "posmaczku"!...

      Delete
  11. Były masakryczne, cała reklamówka... w różnych pozycjach i zbliżeniach ;) Gdyby nie to, to by, nawet nie wiedziała, że ten duch tam jest.

    ReplyDelete
    Replies
    1. I że Ty to wszystko przejrzałaś, rany julek, po wypadku to nie musiało byc bardzo ładne.

      Delete
  12. Nasz dom (gdy dzieckiem byłam) duchy nawiedzały nieustannie. Dobre duchy. Opiekujące się i ostrzegające. Potem też duch Dziadka mojego. Dziadek często przychodził, gasił światło, gdy zapomnieliśmy. Poprawiał kołdrę, psy tak piszczały z radości i machały ogonami. Mieliśmy dwie sunie, spały z nami. Zostawaliśmy często na noc w domu sami z bratem. Ojciec w delegacji, mama na nocnym dyżurze, babcia w szpitalu.W tamtym domu wiele razy też miewałam prorocze sny, takie jak filmy, nie trzeba było niczego interpretować. Kawa na ławę. Tu na wsi czuję dobrą energię. Nie miewam już jednak proroczych snów. No i wierzę w duchy. Jakżeby inaczej.

    ReplyDelete

Note: only a member of this blog may post a comment.