Saturday 18 January 2014

Część 11. Kamphora obejmuje pozycję


Wyzwolona od wiecznie smutnego mogłam nareszcie odetchnąć, nikt mi się w nic nie wtrącał i miałam święty spokój.
Okazało się że Kamphora ma ropę w kłębie, kłąb musiał być odgnieciony łękiem siodła, bo smutny uparcie pchał to siodło do przodu mówiąc że tak lubi a ja próbowałam wytłumaczyć idiocie, że akurat TO siodło jest tak zbudowane, że ma leżeć niżej, w zagłębieniu grzbietu, bo łęk ma specjalnie zrobiony.
Nie, siodło ma byc na kłębie bo on tak lubi. Przecież ja mądrzejsza nie mogę być, no jakim prawem niby.

Tak więc Kamphora miała nabrany kłąb w którym w końcu zrobiło się ujście i popłynęła rzeka ropy!  Przez jakieś dwa tygodnie myłam jej to środkiem antyseptycznym, nie dopuszczając by się zamknęło, masowałam gąbką żeby ropa wyszła, w końcu wszystko doszło do normy i wróciłyśmy do pracy.

na torze Long Hill w centrum Newmarket

Niedługo później jedna z lokalnych stadnin przeszła w nowe ręce, znajomy objął zarządzanie, a mnie została zaproponowana praca na stanowisku koniuszego.

Dzięki Kamphorze miałam juz sporo znajomości w wyścigowym światku w Newmarket.

Po pewnym czasie decyzją szefa zarządzający odszedł, ponieważ stadnina trochę wiała pustkami i jakos nie było widać nowych klientów.
Szef miał kilka koni wyścigowych w stajni po sąsiedzku oraz dwa na miejscu, niezłego wałacha z kontuzją ścięgna oraz trzyletniego wałacha wielkoluda (wielkokonia w tym przypadku raczej!).

I tak zostałam managerem stadniny.

Kamphora robi za modelkę do zdjęcia na stronę internetową


Ściągnęłam firmy przewożące konie, oferując stajnię tranzytową i częstymi gośćmi byli u nas Niemcy, wożący klacze do Irlandii i UK na krycie najlepszymi ogierami, oraz Irlandczycy, przywożący konie na aukcje.

z Elle Danzig, niemiecką sławą która wygrała ponad milion euro w swojej karierze a obecnie jest cenną matką

Mielismy równiez konie w treningu przygotowawczym (pre-training) - w Wielkiej Brytanii przepisy wymagają, aby koń w ciagu dwóch tygodni poprzedzających wyścig w którym będzie biegał, stał w licencjonowanej stajni wyścigowej.

Poza tym trener może mieć dodatkową stajnię oprócz bazowej, jeśli nie jest ona w znacznym oddaleniu, co otwierało furtkę do treningu pod nazwisko sąsiada - a w tym czasie jeszcze nosiłam się z myślą uzyskania licencji trenerskiej w Newmarket, poczyniłam juz nawet pewne kroki w tym celu.

Udało mi się więc w pewnym momencie uzyskać kilku właścicieli, chętnych do współpracy.

Dzięki niemal trzydziestu hektarom, jakimi dysponowała stadnina, przyjmowałam także konie wyścigowe na odpoczynek, i tak zaprzyjaźniłam się z, nieżyjącym juz niestety, byłym trenerem, Mickiem Quinlanem.

odpoczywające konie wyścigowe

Kamphory juz nawet nie miałam czasu trenować, skupiałam się na koniach powierzonych mi w trening ponieważ to był priorytet. Nie mając stałych "jeżdżących" pracowników nie zawsze miałam z kim jeździć i często zdarzało się, że jeździłam po siedem, osiem koni dziennie - jak za dawnych dobrych czasów na Służewcu.
Nawet miałam do dyspozycji maszynę stępową, więc mogłam trening prowadzić "po polsku", czyli zamiast odstępować konia pod siodłem, "wrzucałam" go do karuzeli, co znacznie ułatwiało sprawę.

przed wejściem na tor Warren Hill w centrum Newmarket


Traktorem też jeździłam, a jakże, pielęgnujac padoki, nieraz do 11 wieczorem. Mała moja jack russelka Rosie, wówczas szczeniak, miała specjalną "psią" półeczkę w Massey Fergusonie i jeździa razem ze mną :).

pies traktorowy ;-)


I teraz zaczęłam widzieć naprawdę wyścigi angielskie od kuchni, z perspektywy z której ich nie znałam, bo mimo iż wiedziałam chociażby o koniach pracujących na środkach przeciwbólowych (żeby nie kulały) czy o celowym obnizaniu formy konia poprzez zapisywanie go do wyścigów których nie by w stanie wygrać, teraz zetknęłam się z całą prawdą.

Wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one.

Koń, wysoko zagrany w wyścigu, na wygraną lub płatne miejsce, jeden z faworytów z absolutną szansą - nie miał prawa wygrać.
To zadanie należało już do dżokeja.
Właściciele grali przeciwko swoim koniom i zgarniali fortuny.

Były też środki zapisywane przez lekarza weterynarii, renomowanego lekarza z renomowanej kliniki w mieście.
Jeśli środki zapisał lekarz, trener był czysty, prawda? Nie groziło mu odebranie licencji.


Jakoś tak pomału moja wielka pasja życiowa, wielka miłość do wyścigów zaczęła słabnąć...

ciąg dalszy nastąpi...

17 comments:

  1. Od początku w Ciebie wierzyłam! Po zrzuceniu balastu w postaci Smutnego poszłaś jak ten balonik do góry. Wiadomo jednak że spełnianie marzeń lub zgłębienie tematu prowadzi do rozczarowania. Tak to już jest. Dobrze że nie zostałaś trenerem, bo musiałabyś mieć głupią żonę, bez skrupułów, za to z pieskiem pod pachą : )

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niekoniecznie spełnienie marzeń, ponieważ z perspektywy czasu widzę że pragnienie zdobycia licencji wcale nie było marzeniem!
      Pieska miałam w traktorze, czasem pod pachą, ale odnośnie preferencji to raczej męża głupiego (znów) bym miała ;-))

      Delete
    2. No właśnie tak to już jest z marzeniami, że z perspektywy nimi nie są, a jak się spełnia to nawet utrapieniem być mogą : ) Co do żony, nie bierz wszystkiego co pisze poważnie, ja zawsze trochę z przymrużeniem oka piszę .....

      Delete
    3. Nie biorę poważnie, bo ja dość sarkastyczna jestem ... ;-)))

      Delete
  2. O matko, Kamphora, czy to wszędzie i wszystko tak wygląda , że nic nie może być uczciwie i porządnie? Wyścigi wiążą się z wielką kasą, więc pewnie jeszcze bardziej... Śliczny piesuś!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak się okazuje, niestety nie może... Przezyłam spore rozczarowanie, szczerze mówiąc!

      Delete
  3. Poczytałam sobie ostatnio jak leżałam co nieco dłużej Twoje posty..tyle w nich Ciebie,,fajnie Cie poznać poprzez zdjęcia i opisy z Twego życia..tyle otwarcia się , jak cieszy ,że dajesz nam się poznać, serdecznie Cię pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mam nadzieję ze u Ciebie zdrowie juz dopisuje :) ściskam :)

      Delete
  4. Smutne jest to,że takimi "drogami" nieuczciwymi funkcjonują te tory i wyścigi.Chciałoby się "zaśpiewać"Dziwny jest ten Świat.
    A ten pieseczek śliczniutki i milutki widać na zdjęciu.
    Pozdr.M

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wszystko co napędzane żądzą pieniądza, nie jest czyste, jak zacytować ze "Skrzypka na dachu" - mamona to przekleństwo tego świata.
      Rosie jest nietypową jack russellką, albowiem wogóle nie jest agresywna :)

      Delete
  5. Ale przynajmniej miałaś dobrą pozycję, robiłaś dużo dobrej roboty i uczyłaś się.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Raczej poznawałam. O tym uczeniu się to byłabym bardzo sceptyczna...

      Delete
  6. Super blog no i masz niewatpliwy talent literacki. Machasz te posty ot tak sobie od niechcenia, a wychodza prawdziwe perelki, ktore sie czyta z wypiekami na twarzy. Pozdrawiam i czekam na wiecej. G.

    ReplyDelete
  7. Co przeżyłaś to twoje, ale ile doświadczenia nabyłaś przez te wszystkie pierepałki :))

    No i znów mamy przykład na to, że facet to tylko kobiecie w życiu przeszkadza...jak pięknie rozwinęłaś się po rozstaniu :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Toż wiadomo nie od dziś, że chłop w chałupie to jak wrzód na d... ;-)))

      Delete
  8. Czasami żeby wygrać trzeba przegrać ;)
    Ludzie są podobni, chcą zarobić pieniądze, niestety wszystko ładnie wygląda na obrazku, a w rzeczywistości wszędzie funkcjonują te same mechanizmy.
    Ale z chłopem to się obeszłaś okrutnie, tak go samotnie zostawić w obcym kraju na pastwę opieki społecznej.

    ReplyDelete

Note: only a member of this blog may post a comment.