Tuesday 4 February 2020

Siła modlitwy

Przeglądając stary telefon, natrafiłam przedwczoraj na nie skasowane jeszcze smsy od mojej córki. 10 lipca 2017, w dniu kiedy zabrano ciało Freda z Białegostoku do Anglii, napisała mi, że szkoda że się z nim nie pożegnałam bo on na pewno tego by chciał.
Nie rozumiem, jak można być aż tak złośliwym i dlaczego akurat musi to być moja córka...no cóż.

*******************************

Wiosną 2018, po dłuższym nakłanianiu, poddałam się w końcu namowom i poszłam śpiewać do naszego parafialnego chóru. Chór składał się z psalmisty Jana i 3-4 osób stałych piewczych. Jan miał swoje demony i pił od wielu lat - w zasadzie przez całe swe dorosłe życie.
Chór w naszej parafii prowadził od wielu lat. Po święcie Wniebowstąpienia Pańskiego, które jest jednym z dwóch naszych świąt parafialnych, zaczął pić na umór i tydzień później, w święto Cyryla i Metodego, trafił do szpitala. Po prostu proboszcz, wróciwszy na plebanię, zajrzał do swojego psalmisty. Ów leżał nieprzytomny, więc zawezwano pogotowie.

Już na izbie przyjęć był reanimowany, miał zapaść i trafił na oddział intensywnej opieki medycznej.

Będąc na chórze słyszałam jak ludzie rozmawiają między sobą - "wszystko mu wysiadło" - "on w ogóle nie ma już wątroby i nerek" itp.
Któregoś dnia postanowiłam zajrzeć na OIOM i odwiedzić Janka, który leżał nieprzytomny w śpiączce. Jak to zwyczajne w takich przypadkach, zmówiłam przy nim modlitwy.

Kilka dni później coś kazało mi pojechać na św. Górę Grabarkę (to moja sąsiednia parafia) i tam pomodlić się do Iwierskiej Matki Bożej o zdrowie dla kolegi z chóru. Poprosiłam również znajomych i nieznajomych o modlitewne wspomnienie a jeden z duchownych zaproponował odprawienie molebnia w tej intencji, wręczył mi wówczas akafisty i święcone olejki.

Kilka razy odwiedziłam chorego, czytając owe akafisty nad jego łóżkiem oraz dokonując jelopomazania (namaszczenia znakiem krzyża na czole pędzelkiem maczanym w poświęconym olejku) aż nadszedł czas mego wyjazdu na kilkudniową pielgrzymkę do Poczajowa. Pielęgniarki stwierdziły że już się nie zobaczymy.

W Ławrze Poczajowskiej oraz w innych miejscach zostawiałam karteczki o zdrowie, modląc się także, dwa razy podeszłam o świcie do Poczajowskiej Ikony Matki Bożej, zanosząc swoje intencje.

Po powrocie pojechałam do szpitala jakby nigdy nic. I owszem, Janek żył nadal czym wszyscy byli zdziwieni.
Co ciekawe, podczas mojej nieobecności przechodził wielokrotnie śmierć kliniczną - ale funkcje życiowe wracały w niewytłumaczalny sposób.

Codziennie byłam w szpitalu z modlitwą. Po uzyskaniu akceptacji lekarza przyniosłam też odtwarzacz mp3 z muzyką cerkiewną i słuchawki i słuchał sobie Janek, praktycznie przez cały czas ponieważ baterii starczyło na 24 godziny.

Któregoś dnia zdążyłam wejść do łazienki by umyć i zdezynfekować ręce a tu jedna z pielęgniarek mówi że pacjent się obudził. Szok na oddziale. Przecież on miał nie odzyskać świadomości i umrzeć w ciągu kilku dni od przyjęcia na oddział. Cud. Następnego dnia przysłano fizjoterapeutę, Janek kontaktował mimo ze nie mógł mówić ze względu na respirator. Rozpoznawał znajomych, kiwał głową lub zaprzeczał, pytany. Wykonywał polecenia. "Pański przypadek jest rozpatrywany w szpitalu w kategorii cudu" - powiedział fizjoterapeuta.

Po kilku dniach odłączono Jana od respiratora.

Ponieważ pacjent miał chore płuca - nie chciał się wcześniej leczyć mimo uporczywego kaszlu - odsysano wydzielinę która mogła dosłownie spowodować uduszenie. Po tygodniu wprowadzono więc Jana w śpiączkę farmakologiczną - z której znów się niebawem obudził.

Wkrótce przeniesiono go na oddział wewnętrzny, gdzie odłączono od respiratora kiedy stan się znacznie poprawił.
Przyszła znajoma. I mówi: "Janek a ty wiesz że wiele razy od nas odchodziłeś?" a zapytany na to: "Tak, ale chciałem zostać na tym świecie".
- "A spotkaleś tam kogoś?"
- "Kilku starych znajomych. I moją mamę. Mama mówiła "chodź, chodź".
(Matka Jana zmarła kilka lat wcześniej.)

W sali leżała też pewna starsza pani, Z Drohiczyna, katoliczka. Któregoś dnia jej córki podeszły do mnie i powiedziały "Nasza mama umiera. Czy mogłaby pani namaścić ją tym olejkiem? Może będzie jej lżej..."
Oczywiście nie odmówiłam.

Z dnia na dzień z Janem było coraz gorzej. Coraz ciężej przychodziło mu mówienie, być może przyczyną było nieregularne odsysanie wydzieliny. Pewnego dnia zaczął już majaczyć - "Tam leży moja mama" mówił, patrząc na starszą panią, leżącą na łóżku pod oknem. "Nie Janek, to nie twoja mama, to taka pani z Drohiczyna, katoliczka."
"Po mojej mamie jest 40 dni"
"Nie Janek, już trzy lata".
"Mama mnie woła do siebie."
"Janek a odwiedzał cię ktoś wczoraj oprócz mnie?"
"Tak, moja mama przychodziła."

30 lipca przyszedł do Jana w odwiedziny ksiądz dziekan naszego dekanatu a później pan z naszego chóru.
Odchodząc tego dnia powiedziałam jak zwykle "To do jutra, do zobaczenia" a Janek patrzał na mnie bardzo smutnym wzrokiem. "Dziękuję za wszystko" udało mu się z trudem wyszeptać.

Już nie zobaczyliśmy się, zmarł następnego dnia rano. Właściwie zmarł już przed północą ale utrzymywano jego funkcje życiowe do kolejnego dnia, kiedy zdecydowano o odłączeniu od respiratora.

Starsza pani odeszła niedługo przed nim.

Przed Jana śmiercią było kilka znaków, między innymi cukierek od kaszlu - kiedyś częstowałam wszystkich na klirosie, Janek swój odłożył na półkę anałojczyka. W niedzielę poprzedzającą jego śmierć jedna z chórzystek dała ten cukierek chłopcu, który przyszedł z matką na chór.

Powiadomilam kogo trzeba, biskup z żalem wyraził niemożność uczestnictwa w pogrzebie poniewaz wypadal on w wielkie święto - proroka Eliasza. A nasz proboszcz, mówiąc w cerkwi o śmierci psalmisty, wciąż chyba nie mógł wyjść ze zdziwienia ze sam Metropolita Sawa telefonował z wyrazami współczucia.
A przecież to nikt inny, lecz sam JE Sawa, jeszcze będąc biskupem, wyswięcał Jana na psalmistę...został powiadomiony będąc akurat w Jabłecznej.

Podczas nocnego czuwania przy trumnie, kiedy zaczęłam czytać pierwszy akafist który czytałam w szpitalu, za carskimi wrotami rozległ się męski głos. A oprócz mnie w cerkwi była tylko jedna osoba, kobieta...


W następnej kolejności chronologicznej były wybory samorządowe...i wszelkie wydarzenia z nimi związane.



No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.